To jednak nie są wakacje...

 
Witam serdecznie wszystkich, którzy poświęcą chwilkę czasu żeby przeczytać moje teksty.
Po tak długiej przerwie (ostatni post w lipcu 2017!!) zgromadziło się kilka tematów, którymi chciałbym się z Wami podzielić. Niektóre będą ciekawe (mam nadzieję) inne może mniej ale na pewno warte poruszenia. 

   Przez ostatnie 9 miesięcy wiele się pozmieniało. Roczek Zu, Święta, nauka chodzenia, koniec macierzyńskiego M., mój 2-miesięczny "urlop", Sylwester, dużo pierwszych razów, no trochę się tego nazbierało:) Będzie o czym pisać.

   W tej chwili Zu ma 16 miesięcy (!!!kiedy to tak szybko minęło???) i spokojnie mogę powiedzieć, że to okres który wstrząsnął naszym życiem. Nadal wstrząsa i codziennie zaskakuje czymś nowym.
Poświęcanie dużej ilości czasu na przebywanie z maleństwem jest czymś wyjątkowym. Obserwacja jak dorasta i uczy się nowych rzeczy jest czymś pięknym. Kiedy spędza się z dzieckiem całe dnie to nie widać tempa z jakim dorasta, ale wystarczy spojrzeć na zdjęcia z przed miesiąca czy dwóch i myślisz "whaaat?! zupełnie inne dziecko!". 
   M. skończyła swój urlop macierzyński w grudniu co zbiegło się z moimi planami na założenie własnej działalności a jako że nasza przygoda z dostaniem się do żłobka to jakaś masakra (sic!), więc postanowiliśmy, że dopóki firma nie rozkręci się w pełni to zostanę z małą w domu.
  Wiadomo, że pierwsza myśl " ja sobie nie poradzę? z własną córką?" pffff. Ale jak się później okazało nie było to wcale takie łatwe.... Przez cały okres kiedy M. była na urlopie macierzyńskim - czyli prawie 14 miesięcy (dodatkowo zaległy urlop) to ona głównie siedziała z małą w domu. Ja pracowałem po 8-10 godzin i tylko po pracy miałem szansę spędzić czas z rodziną. Kąpiel Zu po 19:30 a spać okolo 20, więc wracając z pracy po 18 miałem niewiele czasu żeby się z nią pobawić. Zmierzam jednak do tego, że prawie zawsze jak wracałem do domu to M. była padnięta. Ale jak to?przecież tyko siedziała w domu z dzieckiem... No czasem chodziła na buggy gym pobiegać za wózkiem, na basen lub na rehabilitacje z małą a już nie wspomnę o kilometrach zrobionych na spacerach. Ale heloł? przecież to ja byłem cały dzień w pracy i to ja jestem zmęczony! Oczywiście nie przepuszczałem okazji żeby się z nią trochę podroczyć. Oczywiście robiłem to wiedząc, że zajmowanie się dzieckiem to trudny kawałek chleba. Zawsze wracając z pracy dzwoniłem z pytaniem czy coś mam kupić do jedzenia lub do domu. Bardzo często dostawałem odpowiedz " Wracaj już, ja pójdę i kupię" :) Trochę było to dla mnie niezrozumiałe bo przecież ona jest zmęczona a ja już wracam z pracy i to autem, więc nie trzeba targać zakupów. Z czasem stało się to dla mnie jednak bardzo zrozumiałe.
   Pod koniec roku postanowiłem, że chce założyć własną działalność i z pomocą UP otrzymać bezzwrotną dotacje na rozkręcenie firmy. Wiadomo wiąże się to ze zwolnieniem z dotychczasowej pracy i zarejestrowaniem jako bezrobotny. Eee spoko, szybko dostanę dofinansowanie, przecież muszą rozpatrzeć wniosek w 30 dni...taaaa. Postanowiliśmy, że z powodu braku miejsc w dofinansowanym żłobku (3 na liście rezerwowej od czerwca i do grudnia bez zmian), to ja posiedzę w domu z małą do czasu wyjaśnienia sprawy z firmą. Mijają właśnie ponad 2 miesiące od kiedy zajmuję się małą. I wracając do chęci M. na robienie zakupów po całodziennym zajmowaniu się Zu to całkowicie ją teraz rozumiem... Oczywiście uwielbiam się nią zajmować i wymyślać jej nowe zabawy, obserwować jak się uczy i bawi. Jednak takie całodzienne zajmowanie się dzieckiem od A do Z wymagało dużych zmian. Nie tylko organizacyjnych ale też poukładania sobie wszystkiego w głowie.
Jedną z większych zmian była zamiana ról w nocy :) Do tej pory była umowa, że ja pracuje więc muszę się wyspać a jak mała się obudzi to wstawała do niej M. bo i tak ją karmiła piersią. Ja często nawet nie słyszałem czy w ogóle się budziła. Teraz kiedy to M. pracuje, umowa dalej obowiązuje ale odwrotna. Teraz jestem tak wyczulony w nocy, że słyszę każdy ruch Zu mimo tego, że śpi w swoim łóżeczku w innym pokoju. Role się odwróciły bo jak następnego dnia rozmawiamy i mówię, że wstawałem do Zu kilka razy to słyszę " taa, a ja nic nie słyszałam!" Idzie przywyknąć. M. natomiast nie może zaprzeczyć, że kiedy wraca z pracy to również jest zmęczona. Co potwierdza, że tatusiowie po całym dniu pracy, wracając do domu również mogą być zmęczeni.
   Następną rzeczą, która mnie przerażała było robienie jedzenia dla Zu. Gotować nigdy nie lubiłem, chociaż muszę przyznać, że mam kilka popisowych potraw, które wszystkim smakowały (przynajmniej tak mówili...) ale przecież nie dam dziecku canelloni ani żadnej zapiekanki...Śniadania ogarnąłem dość szybko bo łatwo zapamiętać proporcje na jedną porcje: 3/4 szklanki wody, reszta mleka i do tego ok. pół szklanki - płatków owsianych lub jaglanych lub orkiszowych lub ryżowych itp. a na koniec dodać np. pół startego jabłka i posypać cynamonem lub zamiast jabłka podziabdzianego banana czy jakiś inny owoc. Dobór owoców zależy od rodzica i od tego co dziecko może jeść. Ale z obiadami jest gorzej. O! naleśniki i placuszki też ogarnąłem no ale zbyt często też nie można tego dawać. Jako że mam w domu prywatnego Gordona Ramseya to zazwyczaj M. robi obiady na następny dzień lub zostawia mi karteczkę co mam zrobić. I tak nie obywa się bez telefonu do niej z pytaniami co i jak:D Trzeba sobie jakoś radzić. Teamwork musi być:)
Śmiało mogę stwierdzić, że z moim gotowaniem jest dużo lepiej niż było. Największym problemem jest to, że często kończąc jeden posiłek trzeba powoli myśleć już o następnym, bo np. indyka w parowarze trzeba trochę potrzymać, zupka się musi trochę pogotować, ziemniaczki podobnie. Robienie tego wszystkiego z uwieszoną na nodze Zu nie jest wcale takie łatwe. W tak zwanym "międzyczasie" trzeba zorganizować jej jakąś zabawę żeby czymś się zajęła na parę minut. A tu nagle przypominasz sobie, że godzinę temu zrobiłeś sobie kawę, która już dawno wystygła:D I nie wiesz czy robić sobie następną żeby ta również wystygła, czy odgrzać tę zimną w mikrofali;)
   Jeżeli chodzi o zajmowanie czasu Zu to całe szczęście ja i M. zostaliśmy obdarzeni dość dużą kreatywnością więc nie ma z tym większego problemu. Często sami robimy jej zabawki, którymi chętnie się bawi lub wymyślamy jej ciekawe zabawy z zabawkami, które już ma. Na to poświęcę w przyszłości oddzielny tekst. Bawiąc się całe dnie z Zu można nabyć nowe skillsy:) 80% książeczek znam na pamięć, nie wspominając o piosenkach!! Nie raz łapie się, że nucę sobie "idziemy do zoo, zoo, zoo...", albo "oj lisku, lisku wracaj już do lasu..." Gdybym w szkole miał taką zdolność do zapamiętywania tekstów to na pewno miałbym lepsze oceny ;p A czytanie do góry nogami? mam to w małym paluszku, podobnie jak czytanie na wiele głosów lub podkładanie głosów. Stuhr i Boberek mogą zacząć bać się o swoje dubbingowe role. 
c vfygxcdccsavv xz  <--- to napisała Zu. tzn. "napisała" to zbyt dużo powiedziane...pacnęła parę razy w laptopa. czyli mamy wspólny tekst :D
 Zima nie jest najlepszym okresem na spacery z dzieckiem. Śniegu u nas w tym roku niestety nie było, więc Zu ominęła jazdę na sankach :/ Za to były spore mrozy, które jak wiadomo nie sprzyjają długim spacerom, tym bardziej z dzieckiem. Codzienne ubieranie tych wszystkich rzeczy, które zapewnią ciepło to jakaś masakra... Z każdą rzeczą trzeba gonić po całym domu Zu bo ona traktuje ubieranie jak zabawę. Mnie to szczerze mówiąc przestało bawić po kilku pierwszych razach:/
Zawsze są plusy takich ciągłych pogoni - można spalić parę kalorii :) Kalorii, które oszczędza się na sprzątaniu:D Po prostu w ciągu dnia nie opłaca się sprzątać. Ewentualnie jak dziecko pójdzie na drzemkę to można poprzekładać zabawki tak żeby dało się przejść chociaż. a wieczorem trzeba posprzątać z grubsza zabawki z dzieckiem. Najbardziej trzeba uważać na różnego rodzaju zabawki grające...one są zdradliwe. Je trzeba sprzątać jak dziecko jeszcze nie śpi:) Bo później jak się przypadkiem włączy to może zniweczyć trudy usypiania ;p A jak już pójdzie maleństwo spać to w końcu ma się chwilkę dla siebie. O ile ma się jeszcze siły oczywiście.
   Pomimo tylu atrakcji, które funduje nam dziecko (pozdrawiam rodziców, którzy mają więcej niż jedno!) to bardzo często można popaść w monotonie codzienności. Trzeba się mocno postarać, żeby jej uniknąć. Można to robić zabierając dziecko do różnych miejsc, które zainteresują nasze pociechy a nam trochę odciążą kręgosłup:) Na opisanie takich atrakcji również poświęcę oddzielny tekst.

   Już wiem, że zajmowanie się dzieckiem to nie są wakacje. No chyba, że ktoś ma na miejscu dziadków i babcie, którzy w każdej chwili mogą się zająć bobasem gdy my chcemy odpocząć, gdzieś wyjść (to to samo wiem:)) lub coś załatwić. Dlatego wielki szacunek dla mam i tatusiów którzy sami sobie z tym radzą. Tatusiowie, którzy wracają z pracy powinni być wdzięczni dla drugiej połowy za to, że te odwalają ciężką robotę i zajmują się dziećmi całymi dniami. Natomiast Mamusie powinny być bardziej wyrozumiałe dla tatusiów wracających z pracy bo Ci przecież też mają prawo być zmęczeni. Jeżeli się wspieracie, współpracujecie ze sobą i jeszcze się nawzajem nie pozabijaliście  to spokojnie możecie sobie przybić piątkę i powiedzieć "GOOD JOB"!!













Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chrzciny - małe wesele?

ZAWÓD TATA